poniedziałek, 7 kwietnia 2014

(5) Dobre samopoczucie pada w gruzach

      Lekcje dobiegły końca a pewien Ślizgon siedział na fontannie, która znajdowała się na błoniach, zaraz przy wyjściu z Hogwartu i czekał patrząc na drzwi. Mijały sekundy, minuty ale nikt nie wychodził. Pogoda zaczynała się pogarszać. Zaczęły zbierać się już czarne chmury i spadły pierwsze krople deszczu. Chłopak ostatni raz rzucił spojrzenie na szkołę. Była cicha i opustoszała. Nie ruszał się w niej nawet żywy duch. Podniósł się więc i wszedł do szkoły odprowadzony pierwszym, burzowym piorunem. Zszedł powoli po schodach, do lochów a później do swojego pokoju wspólnego gdzie spotkał swojego przyjaciela. Dracona Malfoy`a. Chciał go zwinnie ominąć ale Draco zagrodził mu przejście ręką.
- Randka nieudana? - Zakpił a Blaise tylko warkną patrząc na niego. Był pewny, że Verges przyjdzie. Mylił się. Gryffonka została już pewnie ostrzeżona przez swoich przyjaciół. Usiadł na fotelu uderzając dłonią w oparcie na rękę.
- Nie przyszła. - Warkną. Draco zaniósł się śmiechem.

X.x.x

Viviane siedziała teraz na lekcji zaklęć. Od jakiegoś czasu oddalała się od Ginny. Wolała czas spędzać sama, bez niczyjej ingerencji. Bez zbędnych słów, śmiechów, w ciszy. Potrzebowała po prostu spokoju. Wiedziała, że starając się odnowić kontakty wyjdzie z tego tyle, że pewnie na kogoś nawrzeszczy i będzie tylko gorzej. Westchnęła. Przed jej nosem pojawiła się mała, złożona karteczka. Rozejrzała się po klasie. Ginny patrzyła na nią a widząc, ze Vian na nią patrzy posłała jej delikatny uśmiech. Vian otworzyła kartkę i ujrzała drobne, pochyłe pismo.

Coś się dzieje Vian? Jesteś jakaś inna, smutna. Nigdzie nie mogę Cię złapać. Na lekcjach siadasz daleko, na posiłki nie przychodzisz a gdy wracam do dorminatorium to już śpisz.
G.

Dziewczyna westchnęła ciężko. Wiedziała, ze kiedyś nadejdzie taki moment, ze ktoś o to zapyta. Odwróciła kartkę i odpisała.

Jestem trochę zagubiona Ginny, potrzebuję odrobiny spokoju. To nic takiego. Przepraszam, że musiałaś się martwić.

Odrzuciła kartkę i w tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Wyszła z klasy na samym początku i ruszyła szybkim krokiem w stronę biblioteki. Gdy tam weszła bibliotekarka spojrzała na nią i uśmiechnęła się. Była już tutaj na tyle częstym gościem, że pani Prince zdążyła ja zapamiętać. Usiadła przy jednym ze stolików i wyciągnęła swoje książki. Od czego by tu zacząć?

X.x.x

Kilka godzin później wracała z biblioteki. Była prawie  cisza nocna. Vian poczuła mocne ssanie w żołądku. Nie jadła nic od trzech dni. Jej organizm nie znosił tego za dobrze. Usiadła na ławce i wyciągnęła z torby wodę w butelce. Odkręciła, napiła się, schowała i już miała wstawać ale ktoś zagrodził jej drogę. Podniosła wzrok i zobaczyła znajome twarze. Ślizgoni.
- Przepuśćcie mnie, nie czuję się zbyt dobrze. - Szepnęła cichutko. W sumie nie czuła się na siłach nawet aby mówić. Chciała tylko wrócić do dorminatorium i położyć się spać. Przysięgła sobie, że jutro pójdzie na śniadanie i zje przynajmniej jednego tosta.
- My to byśmy woleli żebyś tu z nami została. Z tego co widziałem, to Twoi Gryffoni Cię już nie chcą. - Mówił znów ten sam chłopak. Wysoki blondyn. Westchnęła i spojrzała na niego swoimi wielkimi, odrobinę podkrążonymi oczami. Chłopak spojrzał na nią krytycznie i odsuną się kilka kroków. Zdała sobie sprawę, ze to była reakcja na jego wygląd. Zapadnięte policzki, podkrążone oczy. Nie było to zbyt przyjemne dla oka.
- To nie wasza sprawa. - Wyminęła ich i ruszyła do PWG. Nikt jej nie zatrzymywał. Robiła wolne, delikatne kroki. Czuła się słaba. Sama przed sobą wstydziła się tego jak teraz wygląda. Zaniedbała się, i to bardzo. Prof. Snape bardzo się na nią uwziął. Na każdej lekcji traciła przez niego wiele punktów. Gryfonom nie podobało się to ani trochę. Nawet Hermiona, która na wielu lekcjach zdobywała masę punktów nie dawała rady nadrobić tak wielkiej straty. W dodatku ciotka Viviane wcale jej nie pomagała. Odpisywała na listy tylko sporadycznie. Była wściekła na Vian za to, ze zabrała do szkoły chomika a ona musiała tłumaczyć się z tego przed dyrekcją. Wstawiła się za nią ale Vian czuła, ze to ostatni raz gdy tak postąpiła.
      Gdy blondynka przestąpiła próg PWG Ginny już na nią czekała. Siedziała na kanapie przed kominkiem wraz z Harrym, Hermioną i Ronem. Gdy tylko ją zobaczyli zawołali ją do siebie. Chcąc czy nie chcąc Viviane musiała podejść do nich. Usiadła obok nich i patrzyła w ogień.
- Vian, powiedz nam co się dzieje. - odezwała się Hermiona po chwili ciszy. Viviane długo patrzyła w ogień niczym spojrzała na nią i westchnęła.
- Sama nie wiem. To wszystko mnie przerasta. - Spuściła wzrok i patrzyła teraz na swoje niebieskie baleriny. Zaczęła liczyć na nich srebrzyste kropki.
- To znaczy? - Zapytał Harry.
- Nie wiem. Może powinnam wrócić do domu? Uczyć się z ciotką, tak jak postanowiłyśmy niczym profesor Dumbledore nas odwiedził? Moja ciotka przeczuwała, ze to nie jest dobry pomysł. Tyle lat mieszkałam we Francji. Profesor Snape na pewno by się ucieszył. - Ginny chcąc nie chcąc odetchnęła z ulgą.
- A więc chodzi tutaj o Snape`a? Dziewczyno! On nienawidzi każdego Gryffona! Bez względu na to jak dobry by był w eliksirach. - Pocieszyła ją ale Viviane nie wyglądała na pocieszoną. Nie miała na myśli tylko prof. Snape`a. Ślizgoni coraz częściej ją zaczepiali. Pamiętała gdy odezwała się raz do tego blondyna, Dracona a dziewczyna, która ciągle za nim chodziła wysłała jej pamiętny liścik. Te słowa ciągle miała przed oczami. "Czasami tak się zdaża, że księżniczki potykają się o swoje długie włosy i wypadają z wierzy." przesłanie było jasne i proste.
- Vian, idź spać. Wyglądasz strasznie. Musisz zacząć coś jeść bo zachorujesz, ledwo trzymasz się na nogach. Ginny, przypilnuj aby jutro przyszła na śniadanie - Zadecydowała Hermiona a Ginny wzięła Vian pod rękę i zaprowadziła do dorminatorium.

Czy to wszystko musiało być aż tak skomplikowane?

niedziela, 6 kwietnia 2014

(4) Nie zawsze jest tak pięknie jabyśmy chcieli

      Zaczęła się lekcja eliksirów. Viviane siedziała właśnie w ławce z Ginny i Demelzą. Nauczyciel, prof. Snape, kazał im uwarzyć eliksir, którego nie ma w książce. Obojętnie jaki, byle tylko nie było go w żadnej książce, którą przez te 5 lat uczęszczania do Hogwartu przerabiali.
- Słuchajcie, kiedyś, u nas we Francji robiliśmy taki eliksir, którego nigdzie indziej się nie robi, ponieważ jest on przypisany tylko Francuzom. Gdzieś czytałam, że "Tylko Francuzi bawią się w takie głupoty" No ale cóż, przerabialiście taki eliksir jak Color in Corpore? - Mruknęła cichutko Viviane Widząc przerażenie w oczach współlokatorek.
- Co to za eliksir? - Zdziwiła się Demelza związując swoje kruczo-czarne włosy w wysoką kitkę.
- Eliksir ten sprawia, że ciało człowieka przez 7 dni mieni się kolorami tęczy gdy pada na nie światło słoneczne. To wygląda tak jakby ktoś świecił na Ciebie kolorowymi latarkami, w których pada już bateria. Nie widać tego bardzo, ale jak ktoś się przyjrzy. - Wyjaśniła czekając na odpowiedź. Ten eliksir jako jedyny przychodził jej na myśl. Zapamiętała go, ponieważ tylko ten umiała kiedyś przyrządzić gdyż jego receptura była dość łatwa.
- Nie, dawaj, robimy. - Zadecydowała Ginny.
      Przygotowywały eliksir w głębokim skupieniu. Ginny pamiętała jak kiedyś Snape kazał jej wypić swój eliksir i zamiast śmiać się (ponieważ był to eliksir śmiechu) wylądowała na kilka dni w skrzydle szpitalnym nie mogąc w ogóle się poruszyć. Wolała mienić się kolorami tęczy niż leżeć bez ruchu kilka dni. Snape ciągle chodził i wytykał każdemu Gryffonowi błędy, nawet te najmniejsze. Kiedy przyszło do pokazywania eliksiru każdy napełnił swoją fiolkę swoim eliksirem.
- Panno Weasley, kazałem wam uwarzyć eliksir a nie herbatkę dla Francuzów. - Viviane poczerwieniała na Twarzy. Herbatkę dla Francuzów? Też mi coś.
- To pewnie pomysł panny Verges. Uprzedzam Cię, że my tu uczymy poważnych rzeczy, nie będziemy bawić się w błahostki, mamy przygotować was do egzaminów a nie do zabawy. Odejmuję Gryffindorowi 20 punktów, żebyś zapamiętała moje dzisiejsze słowa. - Blondynka nie mogła wydusić z siebie słowa. Właśnie! Mieli się uczyć! Skąd mieli wiedzieć niby o innych eliksirach, których nie uczyli się jeszcze na lekcji? Miała już to na końcu języka ale nie odezwała się słowem.
      Na następnej lekcji eliksirów opisywali co zrobili źle tworząc eliksiry na poprzedniej lekcji. Viviane nie mogła się opanować aby  nie napisać tego co naprawdę myślała więc napisała to :

Ja, Viviane Verges popełniłam ten błąd, że postanowiłam uczyć się tego co uczyli nas na lekcjach zamiast uczyć się na własną rękę. Kolejnym moim błędem było to, że mieszkałam we Francji gdzie na eliksirach tworzymy herbatę. Myślę, że więcej błędów nie popełniłam i gdy następnym razem będę miała przed sobą takie zadanie jak dzisiaj poradzę sobie z nim dużo lepiej.

      Wiedziała, że nie było to ani miłe ani uprzejme ale nie mogła na to nic poradzić. Wściekłość aż z niej kipiała. Następne lekcje minęły jej w ciszy. OPCM uczył prof. Slughorn a zaklęć Prof. Filtzwik. Nikt nie dał im zapomnieć o tym, że w tym roku są Sum`y. Dostali mnóstwo prac domowych a Viviane była pewna, że będzie musiała poprosić Hermionę o pomoc. Z tym wszystkim sama nie da sobie rady.
      Na obiad powlokła się z dużym odstępem od wszystkich. Żałowała tego wypracowania dla prof. Snape`a. Zrobiła sobie wroga w nauczycielu już w pierwszy dzień szkoły, nie zapowiadało się ciekawie.
- O, nowa Gryffoneczka sama? Czyżby szlamy, wybrańcy i zdrajcy krwi Cię olali? - Viviane uniosła wzrok i zobaczyła przed sobą kilkoro chłopaków i dziewczynę. Mieli na szatach godła Slitherinu. Poprawiła sobię torbę na ramieniu i spojrzała na nich z zaciekawieniem.
- Dlaczego tak sądzisz? - Zapytała lekko się uśmiechając. Chłopak, który właśnie zadał jej pytanie był wysokim blondynem z lekko rozczochranymi włosami. Obok niego stała dziewczyna o długich czarnych włosach i czarnoskóry chłopak a za nimi dwoje wielkich osiłków. Wszyscy wyglądali na zmieszanych gdy odpowiedziała pytaniem na ich pytanie. Kompletnie nie wiedziała dlaczego. I do tego to słowo.. "szlama". Co ono mogło oznaczać?
- Jeszcze Cię nie nauczyli, że Slitherin i Gryffindor się nienawidzą? Uważaj na siebie roszpunko. Może przyjść taka chwila, że ktoś wypchnie Cię z Twojej wierzy i nawet się nie obejrzysz a zginiesz w naszym świecie. - Mruknęła dziewczyna i obdarzyła Viviane wzrokiem bazyliszka. Niczym zdążyła odpowiedzieć ktoś złapał ją za ramię i lekko odciągną od Ślizgonów. Był to Harry, odsuną ją w stronę Rona, który złapał ją za ramię i zatrzymał w bezpiecznej odległości od mieszkańców domu Salazara.
- Odczep się od niej Malfoy. - Warkną Harry trzymając rękę na różdżce. Obok blondynki pojawiła się już Hermiona i Ginny.
- Bo co mi zrobisz Bliznowaty? Chciałem sobie zagadać do tej brzyduli. Wiesz, może by się pocieszyła myślą, ze ktoś taki jak ja się do niej odezwał. - Harry zamachną się aby uderzyć Malfoya ale ktoś złapał jego pięść w odpowiednim momencie. Był to prof. Dumbledore.
- Proszę się rozejść! Ale to już!

X.x.x

      Ślizgoni siedzieli w swoim pokoju wspólnym. Pansy jak zwykle przyczepiła się do Malfoya i co chwilę głaskała go po kolanku, to przesuwała swym długim, pomalowanym zielonym lakierem paznokciem po jego ramieniu. Draco był wręcz wściekły, nie mógł opanować złości. Chodził w tę i z powrotem po pokoju, to siadał, to znów zaczynał chodzić. Musiał jakoś upokorzyć nową Gryffonkę.. Ale jak? Jak? Nic nie przychodziło mu do głowy.
- Ja chyba mam pomysł. - Odezwał się Blaise i spojrzał na Dracona sugestywnie.
- Całkiem niezły pomysł Diable. - Odrzekł mi Draco. Byli jak bracia syjamscy. Przyjaźnili się od tak wielu lat, że nie trzeba było wielu słów aby się zrozumieli.

X.x.x

      Viviane kończyła już ostatnią pracę dla prof. Filtzwika gdy Hermiona już po raz kolejny przeszukiwała książki siedząc nad swoim pierwszym wypracowaniem,  chodź nie było to jej jedyne, które zadali jej nauczyciele. Dobiegała już 18-sta gdy do biblioteki weszła Ginny i dostała się do ich stolika.
- Już skończyłaś Vian? - Zapytała. Wymyśliła taki skrót aby nie nadwyrężać swojego głosu podczas wypowiadania imienia Viviane.
- Zaraz kończę. - Odpowiedziała mruknięciem i doskrobała kilka słów do swojej pracy. Po skończeniu zebrała swoje rzeczy, zapytała Hermiony czy nie potrzebna jej pomoc w szukaniu czegoś, w końcu była od niej młodsza, mniej wiedziała ale szukać informacji mogla ale Hermiona stwierdziła, że poradzi sobie sama a w razie czego popyta panią Prince, bibliotekarki więc Viviane razem z Ginny wyszły z biblioteki.
- Co dzisiaj robimy Viviane? - Zapytała Ginny gdy skierowały swe kroki do PWG ale Vian tylko westchnęła ociężale.
- Wiesz, ja to bym się najchętniej położyła spać. Ten dzień był okropny. - Odpowiedziała. Spędziła długi czas na rozmowie z Harrym i Ronem, którzy tłumaczyli jej jak bardzo Ślizgoni są okropni. Jeszcze te eliksiry i te prace domowe. Po prostu padała z nóg.
      Ginny nie odezwała się już słowem. Gdy tylko przeszły przez portret pognała do brata i przyjaciela a Viviane mówiąc dobranoc udała się do dorminatorium. Gdy tylko weszła usłyszała ciche pohukiwanie.
- Viviane, list do Ciebie. Odebrałam ale sowa nie chciała odlecieć, chyba czeka na odpowiedź. - Odezwała się Demelza, która właśnie czytała książkę siedząc na swoim łóżku. Viviane była lekko zdziwiona. Ciotka przesyła zwykle wiadomości za pomocą swojego feniksa. Cóż, podeszła do sowy, odebrała list, który leżał obok jej nóżki i zaczęła czytać.

Mam nadzieję, że nie zraziłaś się do nas.
Ś.

Pomyślała przez chwilę. Cóż, wydarzenia z dzisiejszego dnia mówiły jej, że musiał napisać to jakiś Ślizgon. Ale jaki?

Nie bawię się w uprzedzenia.

Odpisała poniżej, podała sowie i wypuściła ją. Nie musiała zbyt długo czekać, sowa przyleciała kilka minut później.

Spotkaj się ze mną jutro, po zajęciach, na błoniach. Będę czekał.

Dziewczyna prychnęła. Wyrzuciła kartkę a sowa odleciała przez otwarte okno. Vian zamknęła je i zabierając z łóżka swoje rzeczy wyszła do łazienki aby wziąć prysznic.

sobota, 5 kwietnia 2014

Prorok codzienny czyli od Autorki :)

     Witajcie, wcześniej nie miałam okazji powiedzieć czegoś od siebie, ponieważ miałam za dużo weny i aż we mnie buzowało, żeby pisać więc postanowiłam napisać to dzisiaj. Myślę, że mój blog was zaciekawi. Zaczynałam ich wiele ale nigdy nie kończyłam. Ostatni napisałam mając 15 lat a teraz, gdy mam 17 wierze w siebie i myślę, że ten blog doprowadzę do końca.
      Coś na temat tematyki bloga: Jak już zauważyliście, czytając go - dodałam nową postać Viviane. Jednak nie całe opowiadanie będzie się opierało na jej życiu. Mam zamiar dodać wątek DHL itd. :) Myślę, że będzie bardzo ciekawie i będziecie chcieli tu wracać aby sprawdzić czy nie ma czegoś nowego :)
      Robię dużo błędów, wiem o tym, jestem dyslektyczką. Ze słownikiem w dłoni staram się to poprawiać, ale wiecie, nie zawsze jestem w stanie poprawić wszystko :) Także proszę o wybaczenie.
      Proszę także o komentarze. Zarówno dobre jak i te złe, ponieważ złe pomagają mi poprawiać to, co wam wydaje się niepoprawne. W końcu człowiek nie jest idealny. Ciągle się doskonalimy, prawda? Tak więc zachęcam do czytania, miłego i wg. :)

(3) Nowy dzień czas zacząć.

      Gdy tylko ściągnęła tiarę aby podać ją nauczycielce uderzył w nią głośny gwar i oklaski. Wstała z krzesła i podeszła do stołu Gryffindoru siadając obok Ginny, w końcu nikogo innego nie znała. Wszyscy zaczęli jej gratulować, witać się z nią. To było dla niej niesamowitym uczuciem. Nikt jej nie znał a jednak cieszyli się, że mają przy swoim stole jednego żarłoka więcej :).
- Hermiono, pokażemy jutro Viviane zamek? - Zagadnęła Ginny gdy jedli już deser. Na stołach było wiele różnych smakołyków. Viviene aż nie mogła się zdecydować. W jej dawnej szkole podawali tylko nisko kaloryczne i beztłuszczowe przekąski. Jednak gdy usłyszała to pytanie oderwała się od jedzenia i spojrzała na dziewczyny. Hermiona właśnie na nią spoglądała. Była lekko zamyślona.
- Zobaczymy Ginny. Dopiero co minęły wakacje. Jeszcze nie mamy planu, podejrzewam, że cały jutrzejszy dzień spędzę w bibliotece. - Odrzekła i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Biblioteka? A mogła bym iść z Tobą? - Zapytała szybko blondynka. Uwielbiała czytać. Cóż, nie była w nauce zbyt dobra ale lubiła się uczyć. Hermiona spojrzała na nią z uśmiechem a jej przyjaciele, Harry, Ron i Ginny mało nie zakrztusili się jedzeniem. No cóż, jeszcze nigdy nie spotkali kogoś, kto tak jak Hermiona lubił by się uczyć. A co najważniejsze - szedł by do biblioteki, uczyć się w pierwszy dzień szkoły.
- Jasne, nie ma problemu. - Odrzekła Hermiona.

X.x.x

Viviane wraz z Ginny były już w swoim dorminatorium. Siedziały przebrane w piżamy na swoich łóżkach i plotkowały. Miały dorminatorium wraz z dziewczyną, która nazywała się Demelza Robins ale akurat nie było jej w dorminatorium.
- Masz kogoś? - Zapytała Ginny po chwili namysłu kończac zręcznie temat, który zaczęła Viviane czyli "nauka". Blond włosa speszyła się lekko i zagryzła wargę. Prawdę mówiąc to nigdy z nikim się nawet nie spotykała. Nigdy nie rozmawiała z chłopakami. Cóż, trudno się dziwić, chodziła do całorocznej szkoły dla dziewcząt. W wakacje najczęściej siedziała w domu, z ciotką aby nadrobić ten rok nieobecności. Jedynego chłopaka, którego pamiętała w swoim życiu to Adrien. Syn ich dawnych sąsiadów. Miał tyle lat co ona ale wyprowadzili się gdy Ona i On mieli po lat trzy. Buziaki dzieciaków, o które prosili ich rodzice aby sfotografować tak ciekawą chwilę na pewno się nie liczą.
- Tak na prawdę.. to nie. I w sumie nie chcę mieć. Dobrze jest tak jak jest. Z facetami to same problemy. - Odpowiedziała kiwając spokojnie głową. Ginny wybuchnęła śmiechem patrząc na nią jak na lekką wariatkę Blond włosej wcale się to nie spodobało.
- Wybacz, myślałam, że tylko Hermiona ma takie podejście. Ale uwierz, ja nie pozwolę Ci nie spróbować. Może i są z nimi problemy ale ile korzyści. - Młoaa Wesley`ówna uśmiechnęła się łobuzersko za co została zdzielona poduszką.
- Odejdź nieczysta duszo i nie wracaj. - Szepnęła Viviane pod nosem bardzo wyniośle po czym sama zaniosła się śmiechem.
- Ale teraz tak na poważnie, ja na prawdę nie pozwolę Ci na odgradzanie się od chłopaków. Dziewczyno, musisz korzystać z życia. Nikt nie każe Ci przecież od razu brać ślubu. - Viviane ten pomysł nie bardzo się podobał. Wolała już zamknąć się w bibliotece wraz z Hermioną i ślęczeć nad książkami niż latać za chłopcami i trzepotać rzęsami.
      Niedługo później musiały zakończyć pogaduchy, ponieważ wróciła ich współlokatorka a wyglądała na bardzo padniętą więc wolały dać jej spokojnie zasnąć. W gruncie rzeczy one same także musiały kłaść się spać. Nie wypada zaspać na pierwszy dzień szkoły, prawda?

X.x.x
      Viviane wstała jak zawsze, gdy tylko pierwszy promień słońca musną jej twarz dotarłszy do niej przez lekko uchyloną zasłonę. Podniosła się cichutko, wszyscy spali. Angela cichutko popiskiwała w swojej klatce. Uzupełniła jej braki w wodzie i jedzeniu i poszła wyszykować się na pierwszy dzień szkoły. Podobno z rana można ubrać się luźno, tylko na lekcje i między lekcjami obowiązek jest noszenia szkolnych mundurków więc założyła na siebie pomarańczowe trampeczki, szare dresy zwężane na dole z pomarańczowymi detalami i szarą bluzę. największy problem stanowiły włosy. Były to długie, w odcieniu jasnego blondu loki. Gdy były rozpuszczone sięgały jej prawie kolan. Zawsze to ukrywała, ponieważ robiła sobie wielkiego koka na głowie ale dzisiaj były tak puszyste, że gdy spróbowała wyglądała jakby miała dwie głowy. Zaplotła więc je w warkocza i przerzuciła przez ramię aby czasem na śniadaniu na nim nie usiąść. Podeszła do lustra. Zobaczyła w nich siebie. Wysoką, zgrabną dziewczynę. Tylko jedno było nie tak - oczy. Zawsze duże, błękitne i promieniste dzisiaj wyglądały jak ciemne, burzowe chmury. Bała się. To oczywiste.
      Usłyszała, że ktoś wstał i wyszła z łazienki. To Ginny. Przeciągnęła się i spojrzała na nią zaspanymi oczami.
- Jeju.. Ty nigdy tych włosów nie obcinałaś kobieto? - Viviane zaśmiała się i spoglądnęła na swój warkocz sięgający jej biodra. Przytaknęła ruchem głowy. Fakt, nigdy ich nie ścinała. Obiecała to mamie. Nigdy nie łamała obietnic.
- Dobra, poczekaj na mnie ja zaraz wyjdę i pójdziemy coś zjeść.

X.x.x

       Na śniadaniu każdy dostał swój plan lekcji. Viviane wraz z Ginny miały dzisiaj okropny plan.
- Na początek, jakby było komuś mało, że jest poniedziałek mamy dwie lekcje eliksirów.. Uwaga, uwaga.. Ze Ślizgonami. Potem OPCM i zaklęcia, dwie godziny. Piękny dzień. - Blondynka nie rozumiała zgorszenia swojej współlokatorki. U nich, we Francji uwielbiała każde z tych zajęć. Wystarczyło tylko coś wykuć na pamięć. Uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć a wszystko było w porządku.
- Ja mam w sumie to samo co wy tylko zamiast eliksirów mam numerologie. Także po obiedzie widzimy się z bibliotece, prawda Viviane? - Odezwała się Hermiona a blondynka przytaknęła ochoczo głową.
      Śniadanie nie minęło im w ciszy. Harry rozmawiał z Ronem o meczach Quiddicha a Hermiona wraz z Ginny opowiadały Viviane o szkole. Potem wszyscy rozeszli się, aby przebrać się w szaty i biec na lekcje, ponieważ śniadanie coś szybko minęło. Nawet dla Viviane, która tak wcześnie wstała, żeby tylko nigdzie się nie spóźnić.

piątek, 4 kwietnia 2014

(2) Przydział

       "W Paryżu mieliśmy swoje odzwierciedlenie ulicy Pokątnej. Ale ona nie mogła się z nią równać! Pokątna była po prostu olśniewająca. Tłok, piękne witryny, ludzie cieszą się, dzieci biegają. I jak tu nie kochać Anglii?" - Oczywiście ciotka Viviene nie zgadzała się z nią. Uważała, że Paryż jest schludniejszy, czystszy a ludzie po prostu umieją się zachować. Dziewczyna była na nią zła. Ciotka wyrażała swoje zdanie przy ludziach. Blond włosa już czuła na sobie ten ich złowrogi wzrok. Nie była z tego faktu wcale zadowolona.
- Jakiego zwierzaka chcesz kupić aby towarzyszył Ci w szkole? - odezwała się nagle Alice przystając przy sklepie ze zwierzętami.
- Chcę zabrać Angelę. - Odpowiedziała stanowczo blondynka a opiekunka wskazała swoim pulchnym palcem na zwitek pergaminu, który trzymała w dłoniach.
- Do szkoły można zabrać tylko kota, sowę, ropuchę lub szczura, nie ma żadnej wzmianki o chomikach. - Odparła różnie stanowczo i podsunęła jej pod nos pergamin. Dziewczyna odsunęła go od siebie.
- Jakoś to załatwię albo nie zabiorę żadnego zwierzaka. Koniec. - naburmuszyła się i tupnęła jak małe dziecko krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ciotka pokręciła tylko głową i ruszyła dalej a dziewczyna za nią.

X.x.x

      Nie spała całą noc, co odbiło się na jej wyglądzie. Miała lekko czerwone i napuchnięte oczy, jakby płakała. W sumie to płakała. Nie mogła wyrzucić z głowy myśli, że ostatnie dwa lata szkoły okażą się okropną klapą. W sumie to do jej dawnej szkoły uczęszczały same dziewczyny. Tutaj było inaczej. Chłopcy i dziewczęta mieli tylko osobne pokoje i łazienki. Czy ktokolwiek ją polubi? Sama przeszła przez barierkę. Ciotka boczyła się na nią o to, ze zabrała ze sobą swoją chomiczkę. Odstawiła ją tylko na peron i odjechała bez słowa. Wszystko wiedziała, wszystko miała wyjaśnione na pergaminach, które zostawił jej dyrektor więc zaraz po przejściu szybko weszła do pociągu. Był niesamowicie zatłoczony. Miała nadzieję na wolny przedział ale mimo tego, ze przeszła prawie cały pociąg widziała tylko przedziały pełne roześmianych nastolatków. W końcu doszła do najdalszego przedziału, był jej ostatnim ratunkiem i znalazła tam tylko jedną osobę. Dziewczynę w dziwnych okularach, z pięknymi blond lokami czytającą gazetę.
- Witaj, mogę się dosiąść? Wszędzie wielki tłok. - Powiedziała z lekką niepewnością w głowie. Dziewczyna w okularach odsunęła od siebie gazetę, zdjęła okulary i uśmiechnęła się szeroko ukazując równy rzad pięknych, białych zębów.
- Jasne. Siadaj. - Odpowiedziała i znów zajęła się czytaniem. Viviane włożyła swój bagaż na półkę a klatkę z Angelą postawiła obok siebie. Pociąg ruszył.  Spoglądała przez okno i starała się wydawać jak najmniej odgłosów aby nie przeszkadzać dziewczynie. Siedziała tak już jakieś pół godziny. Zaczęły jaj powoli drętwieć nogi.
- Nie jesteś zbyt duża jak na pierwszoroczniaka? - Usłyszała głos dziewczyny i spojrzała na nią. Wielkie, zielone oczy przyglądały jej się z wielkim zaciekawieniem.
- Owszem, ponieważ ja zaczynam już piąty rok, po prostu przeniosłam się z innej szkoły. Tak w ogóle to jestem Viviane Verges. - Przedstawiła się i wyciągnęła dłoń do nieznajomej a ona bez wachania ją uścisnęła.
- Ja jestem Luna Lovegood i także jestem na piątym roku. Wiesz już do jakiego domu chcesz przynależeć? - Niczym Viviane zdążyła odpowiedzieć drzwi przedziału otworzyły się i weszła do niego rudowłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała po zebranych.
- Ginny, to jest Viviane, dziś jest jej pierwszy dzień chodź będzie z nami na roku. - Odezwała się Luna i uśmiechnęła szeroko. Ginny przez krótką chwilę przyswajała informację a zaraz potem podała dłoń Viviane.
- Miło mi poznać, Ginny Weasley. Rozumiem, że jeszcze nie miałaś przydziału, tak? - Rudowłosa usiadła obok Luny i teraz obie spoglądały z zaciekawieniem na Viviane.
- Nie, nie miałam. A odpowiadając na Twoje pytanie Luno, to z tego co czytałam o domach to chyba znajdę się w Hufflepuffie. Chodź moja ciotka pewnie wpadnie w szał jak nie dostanę się do Slitherinu. A wy w jakim domu jesteście? -Viviane nie chciała dłużej rozmyślać o domach. Ogarniał ją okropny przestrach przed tym co będzie. Przed nieznanym. Nigdy niczego nie bała się tak jak teraz, ale wiedziała, że nie szykowała się, nie uczyła, nie wsiadała do tego pociągu po to aby zrezygnować, prawda?
- Ja jestem w Gryffindorze a Luna w Ravenclavie. Wiesz, Tiara przydziału nigdy nie pomyliła się co do przydziału ucznia więc nie musisz się martwić. Dogadasz się z tymi, z którymi spędzisz te 3 ostatnie lata szkoły, mówię Ci.

X.x.x

      Ginny i Luna były niesamowite. Sprawiły, że nie tylko przestała się bać ale teraz gdy już wchodziła zaraz za pierwszoroczniakami do Wielkiej Sali potrafiła się uśmiechać. Nie jest to jakiś tam szeroki uśmiech, ale jednak. Trochę peszył ją wzrok innych uczniów. Patrzyli na nią z zaciekawieniem, inni uśmiechali się przyjaźnie a jeszcze inni rzucali wściekłe spojrzenia.
      Ceremonia przydziału się rozpoczęła, wszystko szło gładko. Viviane patrzyła na przerażone miny maluchów i  było jej trochę szkoda ale gdy tiara przydziału przydzieliła ich do domu roznosiły się brawa i każdy pierwszoroczniak biegł do swojego stołu cały rozpromieniony. To się nazywa magia.
- Viviane Verges. - Wyczytała z listy prof. McGonagall. Wszyscy już wiedzieli kim jest Viviane. Ogłosił to prof. Dumbledore niczym jeszcze zaczą się przydział więc dziewczyna usiadła a nauczycielka założyła jej na głowę tiarę. Poczuła jak tiara porusza się na jej głowie a zaraz potem usłyszała cichy głosik - " Jesteś bardzo mądrą czarownicą a jednocześnie odważną, prawą i sprytną. Wszystkie te cechy są tak bardzo ze sobą związane. Hmmm, gdzie by  Cię tu przydzielić, no jasne.."
- GRYFFINDOR!     

czwartek, 3 kwietnia 2014

(1) Może czas na zmianę?

      Jak to zazwyczaj jest w bajkach każda bajka kończy się śmiercią tego złego,  który powinien i jest nieczystą duszą , która zmusza do zła dobrych ludzi  ale czy ta bajka tak się zakończy?  Czy jest szansa na szczęśliwy happy end? Dowiemy się,  na pewno.

      Mruknęła przez sen i przyciągnęła się. Dzisiejszej nocy łóżko było naprawdę dość niewygodne. To wszystko przez Angele,  jej chomika. Viviane musiała ciągle wstawać i sprawdzać co się dzieje. Angela od kilku dni zachowywała się okropnie. Gryzła Viviane, chciała przegryźć szczebelki swojej klatki aby uciec. Lucy bardzo się martwiła.  Ta chomiczka była z nią już od kilku lat, nie chciała się z nią rozstawać. Po krótkim namyśle Viviane wstała i  zaczęła poranna toaletę.  Ułożyła starannie swoje jasne blond włosy w wysokiego koka oraz nałożyła na siebie baleriny i niebieską, zwiewną, letnią sukienkę. Zeszła na dól spotykając tam swoją ciotkę. Viviane nie miała rodziców.  Żyła wraz z ciotka w Paryżu. Były samotne, nie miały nikogo bliskiego oprócz siebie. Chodź ciotka blondwłosej była lekko zgorzkniała Viviane nie miała jej tego za złe.  Wychowała ja gdy jej rodzice juz nie mogli. Ceniła to.
- Weź sobie coś do jedzenia i zmiataj stąd jak najszybciej. Potrzebuje spokoju. - Mruknęła Alice, ciotka Viviane. Dziewczyna posłusznie zabrała z blatu drożdżówkę, którą codziennie rano, kupował jej ich sąsiad, pan Castain. Był bardzo miłym człowiekiem i gdy widział jak Viviane musi codziennie, zaraz z rana biec do piekarni aby jeszcze zdążyć gdy nie ma kolejki, a potem wraca targając wielkie naręcza pieczywa zaproponował, ze to on będzie to za nią robił. Miał samochód, wiele wolnego czasu, ponieważ od kilku lat był na emeryturze, wiec nawet kolejki nie miały dla niego znaczenia.
- Miłego dnia ciociu. - Szepnęła jeszcze na pożegnanie uśmiechając się do ciotki i szybko pobiegła na górę. Wolała nie wchodzić ciotce w drogę. W końcu spędzała tutaj tylko 2 miesiące wakacji i święta bożonarodzeniowe. Nie chciała się z nią kłócić. Chodź w tym roku będzie inaczej. Może to co tutaj napiszę bardzo was zadziwi ale Viviane była osobą, której nie spotyka się na co dzień. Dobrze, spotyka się, ale nigdy nie wie się dokładnie kim jest. Podejrzewa się, że osobą zupełnie normalną. Otóż nie, Viviane była czarownicą, która do zeszłego miesiąca uczyła się w Akademii magi Beauxbatons w Paryżu. W ostatnim miesiącu stało się tak wiele rzeczy.. Tak wiele niezrozumiałych dla Viviane rzeczy. Kazali przenieść się jej do innej szkoły. To innego miasta, państwa, świata byle tylko nie miała styczności z dawną szkołą. Dziewczyna tego nie rozumiała. Uczyła się dość dobrze. Na prawdę, nie była jedną z tych najlepszych dziewcząt ale nie była także głupia. W każdym bądź razie ciotka Alice zadecydowała za dziewczynę, że nie zmieni szkoły. Po prostu zostanie w domu i to ona będzie uczyła jej magi. I tak miało być..

X.x.x

Viviane spędziła cały dzień na opiekowaniu się Angelą. Była to bardzo ciężka praca ponieważ chomiczka nadal nie wiedziała czego tak na prawdę chciała. Dziewczyna myślała nawet o pójściu do weterynarza następnego dnia ale jej rozmyślania przerwało wołanie ciotki. Blond włosa posłusznie zeszła na dół, od razu przeszła do salonu słysząc cichą rozmowę ciotki z kimś jej nieznajomym. Gdy tylko stanęła w progu zobaczyła, że Alice siedzi wraz z jakimś siwym starcem na kanapie popijając herbatę.
- Viviane, moja droga, usiądź z nami. - Odezwał się mężczyzna a dziewczyna posłusznie zrobiła to, o co ją poproszono. Usiadła na fotelu na przeciwko gościa i uśmiechnęła się delikatnie.
- Kochanie, to jest profesor Albus Dumbledore, jest dyrektorem szkoły magi i czarodziejstwa Hogward, która znajduje się w Anglii. - Przedstawiła a dziewczyna uśmiechnęła się, skinęła głową i odpowiedziała.
- Miło mi Pana poznać ale czy mogę wiedzieć co Pana sprowadza? - Była uprzejmą dziewczyną, a jakie powody miała aby taka nie być? Chodziła w końcu do szkoły, w której uczono jej, że istnieją autorytety, które powinny być dla nas wielkim przykładem.
- Oczywiście moja droga. Chciałem zaprosić Cię do naszej szkoły. Słyszałem co się stało w Beauxbatons i myślę, że jednak powinnaś kontynuować naukę w szkole, nie w domu. Pani wybaczy Pani Verges ale myślę, że jednak zdanie owutemów to coś więcej niż tylko magia na potrzeby własne, myślę, że się Pani ze mną zgodzi. - Te ostatnie słowa skierował do ciotki Viviane. Ta zamyśliła się ale po chwili przytaknęła skwapliwie. Viviane nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Już była nastawiona, ze nigdy nie wróci do szkoły. To prawda, na pewno przydało by się coś później w życiu osiągnąć, przecież nie miała nawet mugolskiego wykształcenia aby być sprzątaczką ale.. Cóż, znała język Angielski. Jej rodzice pochodzili z Anglii i gdy była mała rozmawiali tylko w tym języku. Nawet kiedyś z ciotką mieszkały w Anglii ale, żeby kończyć tam szkołę... Nie wiedziała czy da radę!
- Tak, tak. Myślę, ze ma Pan rację. - Z zamyślenia wyrwał ją głos opiekunki.
- A Ty co o tym myślisz? - Starzec odwrócił głowę w stronę dziewczyny. Ostatnia szansa na podjęcie decyzji.. Odmówić czy przyjąć propozycję? A może poprosić o czas? Niee... Pewnie mają takich uczniów co nie miara. Zresztą, to wykształcenie na pewno jej się przyda. Och okrutny losie..
- Tak! - Powiedziała szybko, niczym jeszcze zdążyła zmienić zdanie a niczym się obejrzała była już noc i tylko kilka dni do wyjazdu w nieznane mury nowej szkoły. Siedziała na łóżku przeglądając papierzyska, które dostała od profesora. Listy zakupów, ogłoszenia, zakazy, nakazy. Tyle tego było.. Aż nie mogła uwierzyć, ze to wszystko działo się na prawdę. A jednak. Miała te papierki i jechała do tej szkoły.
- Będzie co będzie.